niedziela, 3 listopada 2013

Prolog.


Siedziałam na łóżku i nerwowo spoglądałam na zegarek. Była już 15:10, a jego dalej nie ma. Może pojechał najpierw do siebie pomyślałam, zabrałam torebkę i wyszłam. W ciągu paru minut byłam pod jego domem. Nic się tu nie zmieniło, tak samo pięknie jak kilka miesięcy temu. Zrobiło mi się jakoś cieplej na duszy. Podeszłam powoli pod drzwi i lekko zapukałam, byłam pewna, że usłyszy. Chwila ciszy i nic, zadzwoniłam drugi raz. Usłyszałam, że ktoś schodzi po schodach i powoli otwiera drzwi. W drzwiach pojawił się mój ukochany, wyczekany Tayler. Widziałam jego lekkie zdziwienie na twarzy, na mojej zaś malowała się radość.
- Kochanie nareszcie.
Mocno się w niego wtuliłam, a gdy chciałam go pocałować lekko odwrócił głowę.
- Cześć Car.
- Co jest?
- Nie nic, nic.
Odsunął się lekko ode mnie. Nagle katem oka zauważyłam jakąś dziewczynę w samym ręczniku. Wytrzeszczyłam oczy.
- takie to twoje nic, myślałam, że się zmieniłeś ale cóż nie chcesz na razie Ty.
Odwróciłam się i ruszyłam pędem przed siebie, słyszałam jak mnie jeszcze wołał ale miałam to gdzieś. Krążyłam po lesie bez celu, byłam wściekła miałam ochotę zabić tą małą sukę. Zatrzymałam się na jakiejś łące, miałam ochotę krzyczeć. Maleńka łza spłynęła mi po policzku, Caroline nie możesz płakać pokaż, że jesteś silna. Jak mógł mi to zrobić, czemu mi po prostu nie powiedział, a nie tyle oszukiwał. Nie wiem ile tam siedziałam, ale już wystarczająco długo. Nie mogłam wrócić do domu, te wszystkie pytania od mamy nie mogłabym. Musze się napić pomyślałam, ogarnęłam się lekko i szybko pobiegłam do grilla czyli naszego baru. Weszłam i od razu udałam się do baru, dziś piątek było pełno ludzi. Usiadłam na jednym z krzeseł.
- szkocką.
Nie miałam nastroju na dobre wychowanie. Po chwili pojawiła się szklanka z płynem, szybko ją opróżniłam, natychmiast rozpaliło to moje gardło. Uśmiechnęłam się lubiłam ten stan, podobny trochę do picia krwi. Podsunęłam szklankę barmanowi, a on podobnie napełnił ją alkoholem. Kolejny raz opróżniłam płyn. Nagle w barze pojawił się Tayler, podszedł powoli, a ja wstałam z miejsca.
- czego chcesz?
Włożyłam w to zdanie tyle jadu ile mogłam.
- pogadajmy proszę.
- o czym chcesz rozmawiać o tym, że mnie zdradziłeś, może o tym, że robiłeś ze mnie idiotkę, a może o tym jak bardzo tego żałujesz?
Wykrzyczałam.
- no wiesz chodź na zewnątrz.
- nigdzie nie już z tobą nie pójdę, to jest koniec. Wal się.
Uderzyłam go w policzek.
- Zostaw mnie w spokoju.
- ale proszę ona nic nie znaczy.
- daruj sobie skory ty zostajesz ja wychodzę.
Opuściłam bar nie chciałam wracać do domu, chciałam się komuś wyżalić. Szkoda, że Bonnie wyjechała. Postanowiłam nie iść do domu i poszłam do Salvatorów. Nie pukając oczywiście weszłam do dużego salonu, na dużej sofie siedział nikt inny jak Damon.
- o Blondi witaj.
Obrócił się w moją stronę. Uśmiechnęłam się sztucznie.
- cześć.
- co jest?
- jest Elena?
- nie pojechała na zakupy. Napijesz się?
Pokiwałam głową i opadłam bezwładnie na kanapę. Damon wręczył mi drinka i usiadł obok mnie. Przechyliłam szklankę i opróżniłam szklankę.
- dobra gadaj co jest?
Spojrzał mi prosto w oczy.
- Tayler jest dupkiem.
- O ja myślałem, że będziecie żyć długo i szczęśliwie.
- Też tak myślałam.
Wskazałam na szklankę, że jest pusta on się uśmiechnął się i nalał mi szkockiej. Teraz wzięłam tylko mały łyk.
- to co nasz Romeo nawywijał, że tak cię wkurzył.
- Zdradził mnie, rozumiesz zdradził. Po tym wszystkim co dla niego zrobiłam, mam ochotę rozwalić ten pokój.
- Ej, jej ja lubię ten pokój.
Uśmiechnęłam się.
- dupek z niego, a ty na niego nie zasługiwałaś. Jesteś za mądra i za ładna.
Puścił mi oko.
- dzięki Damon, zawsze wiedziałam, że gdzieś tam w środku mam jakieś uczucia.
Teraz on się zaśmiał, a ja mu zawtórowałam.
- mogę u was spać nie chcę się tłumaczyć mamie.
- jasne śpij u Stefana.
- dzięki.
Wstałam i poszłam do dobrze mi znanej sypialni, mojego przyjaciela. Nie odzywa się do mnie dlaczego? Dlaczego jestem taka beznadziejna? Zdjęłam ubrania i wdrapałam się pod cieplutką kołderkę, bardzo szybko zasnęłam.
Obudziłam się rano, a właściwie w południe. Na lekkim kacu w samej koszulce zeszłam na dół. W salonie siedział Damon i Elena cali w skowronkach. Na mój widok zaczęli się śmiać.
Zrobiłam minę pod tytułem aż tak źle?.
- wody gdzie macie wodę?
- skarbie woda jest w kranie.
- Damon bardzo śmieszne.
Weszłam do kuchni i nalałam sobie dużą szklane wody. Wróciłam z powrotem do salonu.
Usiadłam w fotelu wyraźnie pozbawiona jakiegokolwiek życia.
- Elena?
- tak, wiem co się stało nie musisz tego mówić jeszcze raz.
- nie no to też, ale chciałam pożyczyć jakiejś sukienki.
Damon zaczął się śmiać. Spojrzałam na niego dziwnie.
- no co wczoraj zostawił cię chłopak, a ty o ciuchach.
- Damon chyba miałeś coś do załatwienia prawda, masz pomóż w organizacji przyjęcia.
- dobra będę późno.
Wyszedł szybko.
- jakiego przyjęcia co?
- no wiesz świętowanie lata, mają być wszyscy nawet sam Klaus.
Na dźwięk jego imienia zrobiło się mi nagle ciepło.
- dasz mi tą sukienkę, bo muszę lecieć do domu.
- jasne.

Po chwili miałam już na sobie jej sukienkę. Pożegnałyśmy się i wyszłam z domu na świeże powietrze. 

3 komentarze:

  1. Zapowiada sie super :* trzymaj taj dalej <3 powodzenia i czekam na nn xoxo

    OdpowiedzUsuń
  2. Boze to bylo suoer ! Czekam na nn :-) przy okazji zapraszam do mnie http://caroline-klaus-klaroline.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń